"Rozmowa z Sebastianem Chmarą" - za gazeta.pl

26.12.2005
- Włocławska Hydrobudowa to jedyna szansa na odrodzenie futbolu w Bydgoszczy - mówi Sebastian Chmara, prezes CWZS Zawisza.

Kończy się pierwszy rok działalności Cywilno-Wojskowego Związku Sportowego Zawisza, zaczyna jubileusz 60-lecia jego poprzednika, zlikwidowanego z powodu długów, WKS Zawisza. O planach - także związanych z futbolem - największego klubu w regionie mówi jego szef Wojciech Borakiewicz: W gabinecie szefa Zawiszy byłem ostatni raz kilka lat temu, jeszcze za czasów prezesury gen. Zenona Wernera. Co się zmieniło od tamtej chwili?

Sebastian Chmara: W tym gabinecie? Nic. W klubie - wszystko. Chciałbym myśleć, że przede wszystkim zmienił się klimat w klubie, że wszyscy pracują tutaj, bo traktują go jak swój dom. Zatrudnionych jest teraz zdecydowanie mniej osób. Dawniej było ich prawie 70, teraz jest 18. Dzięki temu kontakty między nami są bliższe. Krótko mówiąc, stanowimy w klubie grono troszkę większe od normalnej rodziny. Jest nas tak niewielu, że każdy widzi się z każdym co dzień. Mam nadzieję, że wszyscy sobie ufają i wiedzą, w jakim kierunku podążamy. To jest najistotniejsza zmiana. Stowarzyszenia tworzące Cywilno-Wojskowy Związek Sportowy Zawisza, samodzielne i samofinansujące, także się zjednoczyły. Wreszcie wszyscy dbają o to jak o swoje.

A jakie są konkretne przesłanki, żeby tak właśnie myśleć o zmianach w klubie?

- Ludzie mówią, co ich gnębi i mówią o tym otwarcie. Ostatnio gospodarz obiektu, któremu przecież nie płacimy superpieniędzy, mówił, że wierzy, iż idziemy w dobrym kierunku.

Kończycie ten pierwszy rok w dziejach CWZS z bagażem długów?

- 11 maja startowaliśmy od zera. Nie ciążyło nam zadłużenie WKS. I na szczęście ten rok kończymy nawet z małym plusem. Mamy jakieś pieniądze na koncie. W tym roku, dzięki pieniądzom pozyskanym z Urzędu Miasta, poczyniliśmy spore inwestycje. To było 400 tys. złotych.

Co za nie zrobiliście?

- Największa część trafiła do strzelców. Wymieniono dach nad budynkiem strzelnicy. Sami też zakupili sporo sprzętu o wartości 300 tysięcy złotych, dzięki Polskiemu Związkowi Strzeleckiemu.
Kiedy zaczynaliśmy jako CWZS, nie mieliśmy żadnych swoich pieniędzy. Dostaliśmy obiekt i mieliśmy zero na koncie. Trzeba było zatrudnić pracowników i zarabiać.

Na czym zarobiliście pierwsze pieniądze?

- Naprawdę nie pamiętam. Próbowaliśmy, na czym się dało. Zaczynaliśmy od umów dzierżawnych z naszymi najemcami. Od nich wpłynęły pierwsze pieniądze. Ograniczyliśmy też zatrudnienie. Na początku w klubie pracowało 8 osób. To też były spore oszczędności w porównaniu z czasami WKS.

Co sprawiło panu największe kłopoty jako prezesowi CWZS?

- Na tym stadionie się właściwie wychowałem. Jestem tutaj od 20 lat. Znam tu wszystkich. Czasami trzeba podjąć decyzję, która dla kogoś z tych ludzi jest niekorzystna. To jest najtrudniejsze.

Bydgoszczanie patrzą jednak na Zawiszę przez pryzmat sportowych wydarzeń, jakie się tutaj dzieją. Spełniliście ich oczekiwania w pierwszym roku działania CWZS?

- Mieliśmy trudne zadanie, bo przecież doszło do upadku WKS. Nie wszystkie rzeczy dziejące się w poszczególnych stowarzyszeniach były korzystne. Dobrą sprawą była organizacja Europejskiego Festiwalu Lekkoatletycznego. Ludzie to odebrali jako coś zwykłego i cyklicznego. Żadnej zmiany na gorsze nie odczuli. Zawisza funkcjonuje jak dawniej. Dla mnie najważniejsze było, że po 11 maja nie zachwiało się szkolenie. Klub zajął piąte miejsce w Polsce w klasyfikacji punktowej MENiS. Zmiana odbyła się bezboleśnie.

A czy transformację, jaką przeżywa Zawisza, można porównać do czegoś innego w polskich klubach sportowych?

- Jesteśmy pionierami. Wskazujemy dobry kierunek. Jest analogiczny do tego, co stało się z wielkimi zakładami pracy zatrudniającymi wiele tysięcy ludzi. Te gigantyczne twory nie mają sensu istnienia. Sport jest jedyną dziedziną życia, do której reforma nie dotarła. Od 90. roku nic się nie zmieniło. Funkcjonował podobnie w klubach wojskowych, policyjnych, finansowanych z budżetu państwa. Na razie działamy w tej strukturze bardzo krótko, ale jeśli w przyszłym roku udałoby się nam zachować np. brak zadłużenia i jakiś zarobek, będziemy mogli mówić, że nasz sposób na sport jest dobry.

Piąte miejsce w klasyfikacji MENiS to sprawa sportu młodzieżowego. Jednak w Zawiszy brakuje wielkich gwiazd.

- To konsekwencja finansów klubu. Dopiero niedawno miasto mogło przekazać pierwsze 800 tys. złotych na tzw. sport kwalifikowany. W przyszłym roku ma być trzy razy więcej. Na dodatek ciążyło zadłużenie i nie było skąd brać pieniędzy na seniorów. Kalkulowało się inwestować w szkolenie młodzieży, bo za jej medale były punkty i pieniądze z MENiS.

Większość ludzi kojarzy Zawiszę z piłką nożną. Na razie jest ona w tym klubie na poziomie IV ligi.

- Sytuacja Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza jest delikatnie mówiąc trudna. IV liga to bardzo niski sportowy poziom. Jednak popularność futbolu nie zmniejsza się. Piłka, nawet ta z IV ligi, wzbudza emocje większe niż wioślarstwo czy kajakarstwo. Działacze SP Zawisza przez popełnione przez siebie błędy zapędzili się w ślepy zaułek. Mam nadzieję, że po zmianach w SP ta sytuacja się unormuje. Mówiliśmy już o tym, że opinia o Zawiszy jest kształtowana przez to, co się u nas dzieje. Wydarzenia w Stowarzyszeniu Piłkarskim źle wpływały na tę ocenę. Nasz wizerunek, na który pracowaliśmy od maja, został zmącony. Ale piłka jest potrzebna. Mamy stadion, na którym odbywały się wielkie imprezy lekkoatletyczne i mecze międzypaństwowe w piłce nożnej. Bydgoszcz zasługuje na dobry futbol. Duże miasta powinny o niego walczyć i tu mamy dobry przykład Poznania i połączenia Amiki z Lechem. To celowe działanie, bo tam mają już dosyć grania w małych miejscowościach.

Podobna sytuacja jest w Bydgoszczy, do której chce się przenieść z Włocławka II-ligowy Kujawiak/Hydrobudowa. Czy to jest jedyny sposób na zbudowanie w miarę silnego futbolu w naszym mieście?

- Jeśli uda się to przeprowadzić i przy tej okazji wspomóc organizacyjnie stowarzyszenie piłkarskie, które już na Zawiszy działa, byłby to superpomysł.

A jak by pan przekonał do niego tych 200-300 kibiców IV-ligowego Zawiszy, którzy nie chcą Hydrobudowy, bo mają swego jedynego i prawdziwego Zawiszę?

- Wcale nie myślę, że oni do końca tak uważają. Spotkałem się z nimi podczas walnego zgromadzenia SP Zawisza i potem na wspólnej wigilii. Ja też bym sobie marzył, że najlepiej byłoby mieć bogatego sponsora, który zapewniłby środki na błyskawiczny awans z IV do II czy I ligi. Takiego jednak nie ma. Hydrobudowa ma pieniądze i chce w Bydgoszczy zainwestować, ale w swój zespół. I to on decyduje. Zaproponował nam pewien układ i my go przyjmujemy albo nie. Część tych kibiców go odrzuca, ja nie. Oferta Hydrobudowy jest ciekawa. Ta II liga ożywiłaby nasze miasto i Zawiszę. Zapewniłaby także ważną cykliczność ciekawych zawodów na stadionie.

Dobra piłka nożna co dwa tygodnie ściągałaby 2-3, a może 5 czy więcej tysięcy kibiców.

- To prawda. Bydgoszczanie się przekonają, że Zawisza żyje i ten obiekt daje jeszcze inne możliwości. To moje marzenie, żeby tu znowu odrodził się park sportowy. Priorytetowym zadaniem jest zbudowanie większej ilości boisk, w tym, co najważniejsze, jednego ze sztuczną nawierzchnią. Miejsce mamy - to piaszczyste boisko przy głównej bramie. Jest pomysł, ale żeby miasto do niego przekonać, musimy mieć argument. Takim będzie np. piłka nożna w II lidze.




Rozmawiał Wojciech Borakiewicz