Historie z pewnej książki - jak Radosław piłkarzy szanuje

28.12.2013
O Szamotulskim
Ofer­ta, któ­rą do­sta­łem od Ran­ger­sów, dość ni­ska, wy­ni­ka­ła z tego, że w roz­mo­wy wtrą­cił się je­den z me­ne­dże­rów, Ra­do­sław Osuch. Po­in­for­mo­wał Szko­tów, że ma ze mną umo­wę, ale za­po­mniał do­dać, że już daw­no ją roz­wią­za­li­śmy. Przed­sta­wia­jąc się jako mój im­pre­sa­rio i prze­ma­wia­jąc niby w moim imie­niu, za­żą­dał nie­zwy­kle ni­skie­go kon­trak­tu. Sko­ło­wa­ni przed­sta­wi­cie­le klu­bu z Glas­gow byli póź­niej dość opor­ni, by dać co­kol­wiek wię­cej. Chy­ba mo­gli są­dzić, że raz za­ak­cep­to­wa­li moje wa­run­ki, a ja wy­czu­łem, że moż­na było li­cy­to­wać wy­żej i wy­żej.
Sęk w tym, że te wa­run­ki ani przez mo­ment nie były moje.

O Borucu
Osuch, wraz z Ray­mon­dem Spark­sem, pi­lo­to­wał przej­ście Bo­ru­ca do Cel­ti­cu. Kie­dy wy­lą­do­wa­li w Szko­cji i je­cha­li tak­sów­ką w stro­nę sta­dio­nu, na­gle oka­za­ło się, że wa­run­ki, któ­re po­cząt­ko­wo przed­sta­wio­no Ar­tu­ro­wi, nie są już ak­tu­al­ne, bo jesz­cze ko­muś trze­ba od­pa­lić dział­kę.
Ar­tur grzecz­nie po­pro­sił kie­row­cę:
– Niech się pan za­trzy­ma. – Na­stęp­nie wy­siadł z sa­mo­cho­du i oświad­czył: – To pod­pi­suj­cie beze mnie, ja so­bie wró­cę do Pol­ski.
Po­sta­wił na swo­im.


O Załusce
Naj­bar­dziej przy oka­zji trans­fe­ru wła­do­wał się Łu­kasz Za­łu­ska. Jako za­wod­ni­ko­wi Ko­ro­ny Kiel­ce trosz­kę nie po dro­dze mu było z tre­ne­rem Ry­szar­dem Wie­czor­kiem i przede wszyst­kim szko­le­niow­cem bram­ka­rzy, Pio­trem Woj­dy­gą. Na szczę­ście na­de­szło wy­ba­wie­nie – Ra­do­sław Osuch naj­pierw zor­ga­ni­zo­wał mu te­sty w Sto­ke City, a ja­kiś czas póź­niej – gdy Łu­kasz prze­by­wał po­now­nie w Kiel­cach – za­dzwo­nił pod­eks­cy­to­wa­ny:
– Mamy to, „Za­łu­cha”, mamy to! An­gli­cy cię chcą! Trzy lata kon­trak­tu! Mamy to!
– Ale pew­ne? – nie mógł uwie­rzyć Łu­kasz.
– Pew­ne, „Za­łu­cha”, pew­ne, ro­zu­miesz? Mamy to! – prze­ko­ny­wał przez te­le­fon ru­basz­ny me­ne­dżer, zna­ny z tego, że gęba nie za­my­ka mu się ani na mo­ment i że w ca­łej Eu­ro­pie Środ­ko­wej nie ma ni­ko­go, kto spraw­niej na­wi­jał­by ma­ka­ron na uszy.
Łu­kasz był wte­dy naj­szczę­śliw­szym czło­wie­kiem na świe­cie. Nie dość, że wy­zwo­li się z kie­lec­kiej nie­wo­li, to jesz­cze prze­nie­sie do uko­cha­nej An­glii. Jesz­cze tego sa­me­go dnia do­bre wie­ści uczcił bu­tel­ką szam­pa­na. Na­stęp­nie za­dzwo­nił do wła­ści­cie­la miesz­ka­nia z in­for­ma­cją, że zda­je lo­kum i od na­stęp­ne­go ty­go­dnia nie bę­dzie już go wy­naj­mo­wał. Żo­nie ka­zał je­chać do Bia­łe­go­sto­ku, by spa­ko­wa­ła rze­czy.
Czuł się jak czło­wiek, któ­ry wła­śnie wy­grał w tot­ka. I tak też się za­cho­wał. Pew­nie wie­lu z was mia­ło taki plan: jak wy­gram kil­ka mi­lio­nów, to pój­dę do pra­cy po raz ostat­ni tyl­ko po to, by za­śmiać się znie­na­wi­dzo­ne­mu sze­fo­wi w twarz. Iden­tycz­nie kom­bi­no­wał „Za­łu­cha”.
– Chciał­bym z pa­na­mi po­roz­ma­wiać – za­wo­łał Wie­czor­ka i Woj­dy­gę.
– Ale o czym? – od­burk­nął Wie­czo­rek.
– Po pro­stu chciał­bym po­roz­ma­wiać.
Gdy we­szli do po­ko­ju tre­ner­skie­go, Łu­kasz po­in­for­mo­wał Wie­czor­ka:
– Je­steś xxxx, a nie tre­ner.
Prze­kaz dla Woj­dy­gi nie­wie­le się róż­nił:
– A ty je­steś xxxx, a nie tre­ner bram­ka­rzy.
Nie­ste­ty, tego sa­me­go dnia Osuch nie ode­brał te­le­fo­nu. Na­stęp­ne­go też nie. I na­stęp­ne­go… Przez ko­lej­ne dwa ty­go­dnie nie od­bie­rał, a Za­łu­ska wy­lą­do­wał na ław­ce w re­zer­wach Ko­ro­ny. Trans­fer nig­dy nie do­szedł do skut­ku.

Źródło: książka