Redakcyjni nożownicy - Makaron Piłkarski

09.01.2014
Pisanie o Radosławie Osuchu zaczyna być coraz bardziej zabawne. Kiedy kibice Zawiszy Bydgoszcz – nie ci pokłóceni biznesmeni, tylko kibice – atakowali „Przegląd Sportowy” w komentarzach, sugerując pisanie artykułu przez Izę Koprowiak i Piotra Żelaznego pod tezę, mogliśmy się uśmiechnąć albo nawet zaśmiać. Powiedziałem wtedy, że sterowanie nami przez „górę” rzeczywiście ma miejsce i musimy nosić czerwone, patriotyczno-komunistyczne skarpetki.
Wczoraj uderzył sam Osuch, który wypuścił oświadczenie na łamach oficjalnej strony internetowej klubu. Otóż większościowy właściciel Zawiszy twierdzi: „Od kilku miesięcy publikacja ta była przygotowywana przez pseudokibiców mojego klubu, którzy od momentu awansu, po 19 latach do Ekstraklasy, chcieli przejąć klub z powrotem w swoje ręce”.
Wow, tego jeszcze nie grali. Komentarze poświadczające nieprawdę na temat naszych tekstów (że są jednostronne) mogły przejść bez echa, ale kiedy facet prowadzący ekstraklasowy klub zarzuca dziennikarzom bycie pseudokibicami, zwyczajnie brakuje mi tchu. Tak się śmieję.
Oczywiście, Osuch może powiedzieć, że artykuł uderzający w Zawiszę był „szeptany do ucha” przez kiboli, ale tę opcję możemy z miejsca uznać za nieprawdopodobną. Iza i Piotr szykowali coś sami, przeglądając dokumenty albo pytając o opinię ludzi.
Zostaje więc jeszcze jedna możliwość: niechciani kibice są wewnątrz redakcji. Taką konkluzję wysnuć może jedynie ktoś niepoczytalny. Mam nadzieję, że Osuchowi chodziło o pierwszą z wersji, bo druga nie świadczy o nim dobrze. Jedyny pozytyw, to większe prawdopodobieństwo nieuchwytności przez organy ścigania. Innymi słowy, żółte papiery.
Mówiąc już całkiem serio, każdy ma jednak prawo myśleć, że szef Zawiszy zwyczajnie kłamie, bo nie wie, jak inaczej odpowiedzieć na wypowiedzenie mu wszystkiego, co znajdziecie, wertując świstki. Merytoryki w jego słowach doszukiwać się próżno.
Widocznie z niewiedzy powstało oświadczenie, które całkowicie ośmiesza klub. Stawia jego profesjonalizm – ten od strony public relations – pod dużym znakiem zapytania.

Żródło: makaron-pilkarski.przegladsportowy.pl