Zawiszacy na Hampden Park

13.10.2015
Mecz ze Szkocją na Hampden Park miał być (przynajmniej dla nas-emigrantów) tym najważniejszym w 2015 roku. Na rangę spotkania składało się kilka ważnych faktów i bynajmniej nie chodziło tu o zagadnienia czysto sportowe. Nie wszystko wyszło jednak tak jak chcieliśmy. Począwszy od tego, że na mecz jechaliśmy osobno w kilku grupach, poprzez siedzenie na stadionie w różnych miejscach a kończąc na zatrzymanych 5 osobach. Ale po kolei. Nasza grupka wyjeżdża około godziny 15 z Carlisle w północnej Anglii jednym autem w 5 osób.

Oprócz chłopaków z grupy NCE jest też jedna osoba z Polski. W okolice stadionu docieramy po niecałych dwóch godzinach. Wykorzystując nadmiar czasu uderzamy na szybki browar w ustronnym miejscu, ale po jakimś czasie namierza nas patrol konnej policji i musimy zmienić miejscówkę. W międzyczasie dowiadujemy się o jednej osobie od nas, która została już zatrzymana za posiadanie sporej ilości pirotechniki. Niestety piro również zostało skonfiskowane. Po wypiciu kilku piwek ruszamy już na stadion. Na mieście oprócz Polaków widać jedynie ciapatych. Szkotów pojedyncze jednostki. Oprócz przechodzących co jakiś czas najebanych januszy cisza i spokój. Pod stadionem spotykamy się z większa grupą naszych, na co składa się głównie Mieszanka Wybuchowa plus kilku chłopaków z Górnika Wałbrzych. Pod stadionem kręci się też sporo kumatej wiary z Polski. Klubów nie ma sensu wymieniać, bo chyba większość ekip wystawiła jakieś delegacje. Od kilkuosobowych do takich po około 50 typa. Pod stadionem podchodzimy pod polski sektor, ale stwierdzamy, że przeszukują tam zbyt dokładnie i wchodzimy wejściem, na które mieliśmy bilety. Już na trybunie ponownie znajdujemy się w polskim sektorze, ale po chwili go opuszczamy i kierujemy się na sektory miejscowych, na które mieliśmy bilety i na których mogło być znacznie ciekawiej. Od tego momentu zaczynają się ciągłe niesnaski z miejscowymi i mundurowymi.

Na naszym sektorze, który praktycznie przylegał do naszego też sporo kumatych ekip z Polski. Był między innymi Motor Lublin i Czarni Jasło, którzy widząc nas zaczęli wrzucać pewnemu osobnikowi o większej objętości, co to się zbytnio rozgoscił na Gdańskiej 163. Między innymi oberwało mu się od cweli, co wszystkim nam poprawiło humory. Pierwsze małe avanti miało miejsce na dole naszego sektora gdzie przebywało kilka osób od nas. B. po bramce dla Polski odpalił race, po czym zesrali się miejscowi. Nasi ruszyli na nich i jeden łeb zarobił w głowę. Naszych wspomógł też Motor Lublin. Niestety we wszystko wtrąciła się policja i B. zostaje zatrzymany. Pierwsza połowa przebiega w dalszej części w miarę spokojnie aż do wyrównania przez Szkotów. Znowu przepychanki, ale jeszcze nie do tego stopnia co w drugiej połowie. Warto tu też nadmienić, że po bramce dla Polaków oraz w czasie hymnu race zapłonęły na całym polskim sektorze. Prowadzimy też dość głośny, równy doping, chociaż repertuar był tak ubogi jak zawsze. Po drugiej bramce dla Szkotów zagotowało się ponownie obok nas, z tym że teraz już Szkoci dostali od stojącego najbliżej G.wyraźną propozycję wyjaśnienia sprawy na pięści, na co reakcja była taka:"No , no fight!", po czym pobiegli po mundurowych. Tym razem trzy osoby od nas zatrzymane. Tutaj wprawdzie rokowania były obiecujące, bo nasi pozbyli się niewygodnych przedmiotów przed zawinięciem i faktycznie przed końcem meczu zostali wypuszczeni. Jeszcze w ostatniej sekundzie piłkarze strzelają na 2:2 co znacznie poprawia nam humory. Chwilę cieszymy się na sektorze i nasza ekipka z Carlisle rusza z powrotem. Do samochodu dochodzimy wśród samych miejscowych, którzy nawet się na nas nie patrzą, nie wspominając o innych atrakcjach.

Później na chwilę utknęliśmy w korkach, ale krótko po północy meldujemy się na miejscu. Niestety dwójka naszych chłopaków zostaje w areszcie na noc. Na drugi dzień w odwiedziny wpada do nas 9-osobowa ekipa ŁKS-Zawisza. Spędzamy przyjemną godzinę w asyście trunków i omawiamy pewne sprawy organizacyjne, wykorzystując obecność większości trzonu ekipy EB/NCE. Wykonujemy też telefony do Glasgow aby dowiedzieć się czegoś więcej o zatrzymanych, ale nie chcą nam udzielić żadnych konkretnych informacji poza taką, że o 14 zaczęły się sprawy w trybie przyspieszonym i że wszyscy do wieczora opuszczą areszt. Ku naszej radości po kilku godzinach dzwoni do nas B. oznajmiając, że jest już na wolności, tak samo jak druga osoba. Obyło się bez większych konsekwencji, jednak z zakazem i karą finansową. B. jeszcze tego samego wieczoru dociera do nas do Carlisle, gdzie wykorzystując dobrą pogodę robimy imprezę na powietrzu przy ognisku. Piwo lało się litrami, odpalamy też trochę pirotechniki. Reasumując, najważniejsze jest to, że w komplecie wróciliśmy do domów. Trudno podać naszą dokładną liczbę, ze względu na rozproszenie na mniejsze grupki. PoZdrowienia dla wszystkich obecnych oraz dla tych, którzy z różnych przyczyn nie mogli być z nami tego weekendu. Z fartem i do zobaczenia na następnym zlocie lub meczu.