Czy w Bydgoszczy potrzebny jest futbol?

07.03.2007
Kiedyś bydgoscy kibice futbolu marzyli o ekstraklasie. Potem celem była II liga, a teraz piłka w mieście osiągnęła już takie dno, że nieosiągalna jest nawet trzecia liga. Żadna z prób odbudowy futbolu się nie udała. To jednak nie oznacza, że Bydgoszcz nie potrzebuje dobrej piłki nożnej


"Nie ma w Polsce równie wielkiego miasta jak Bydgoszcz, które nie miałoby piłkarskiej drużyny w I albo II lidze. Degrengolada bydgoskiego futbolu trwa i ciągle nie wiadomo, jak długo nasza piłka będzie się zsuwać po równi pochyłej" - napisaliśmy te zdania w "Gazecie" ponad siedem lat temu, zaczynając wówczas dyskusję o przyszłości piłki nożnej w naszym mieście. Każde słowo można by powtórzyć i teraz. Byłoby prawdziwe, z jedną tylko zmianą: "Nie ma w Polsce równie wielkiego miasta jak Bydgoszcz, które nie miałoby piłkarskiej drużyny w I albo II - i dodalibyśmy dziś - a nawet III lidze".

- To moim zdaniem wstyd, że naszym reprezentantem na poziomie trzeciej ligi jest Victoria Koronowo, z całym szacunkiem dla tej drużyny - mówi Maciej Pietrzak, prezes Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza występującego razem z bydgoskim Chemikiem na poziomie IV-ligowym. Te dwa zespoły tworzą obecnie szczyty bydgoskiego futbolu.

Jeszcze miesiąc temu było inaczej. Przeniesiona z Włocławka drużyna Kujawiaka/Hydrobudowa, jako Zawisza SA była murowanym faworytem, by po rundzie wiosennej awansować do ekstraklasy, której kibice w Bydgoszczy nie widzieli już 13 lat. To jednak już przeszłość - właściciel spółki Jerzy Wiśniewski wycofał drużynę z rozgrywek. W mieście pozostał futbol na poziomie wojewódzkim.

Można więc, niestety, powtórzyć opinię z dyskusji, którą na łamach "Gazety" przeprowadziliśmy siedem lat temu: "degrengolada bydgoskiego futbolu trwa". Przez ten czas szukano dróg oczywiście wyjścia z kryzysu i podejmowano próby odbudowania futbolu. Warto je przypomnieć, bo żadna z nich nie przyniosła pożądanego skutku. Nie udały się ani próby zjednoczenia klubów zajmujących się piłką i utworzenia jednej drużyny, nie wyszły też próby importu zespołu z zewnątrz, spoza miasta.

Przypomnijmy pierwszą próbę zjednoczenia: jesienią 2000 r. dwa bydgoskie kluby Chemik i Polonia wpadły na pomysł powołania wspólnej ekipy i walki o II ligę dla Bydgoszczy. Trzecim udziałowcem miało być miasto. Był nawet projekt nazwy zespołu - FC Bydgoszcz. Miasto do spółki nie weszło i pomysł upadł.

Rok później nastąpiła kolejna próba połączenia piłkarskich sił Bydgoszczy. Pomysłodawca powołania FC Bydgoszcz, wiceprezes Chemika Norbert Kuźniacki, podpisał latem 2001 r. umowę o utworzeniu wspólnej drużyny z klubem przy ul. Gdańskiej, która zagrała w III lidze pod nazwą Chemik/Zawisza. Grała w niej dwa lata, ale bez powodzenia. Wtedy jednak celem był awans do II-ligowych rozgrywek. Dziś obiektem marzeń stała się trzecia liga - i to też miara futbolowej degrengolady.

Nieudane okazały się dwie próby importu silnej drużyny z zewnątrz. Latem 2000 r. pojawiła się w Bydgoszczy Sportowa Spółka Akcyjna Zawisza, własność znakomitego piłkarza Piotra Nowaka. Przeniósł swoją ekipę z Konina i w III lidze zagrał pod szyldem SSA Zawisza, wypożyczając zawodników z klubu przy ul. Gdańskiej. Za zespołem Nowaka ciągnęły się jednak długi KP Konin. Nowak nie miał pieniędzy nawet na III ligę i choć przez rok opowiadał o sponsorze z USA, ale na obietnicach się skończyło. Spółka Nowaka zniknęła z Bydgoszczy.

Niemal równo rok trwała też przygoda z drugim, zaimportowanym tym razem z Włocławka, zespołem Zawisza SA. W odróżnieniu od spółki Nowaka, pieniędzy tym razem nie brakowało. Nie brakowało też wyników i dobra gra drużyny Bogusława Baniaka zakończyła się drugim miejscem po rundzie jesiennej - taka pozycja dawała awans do ekstraklasy już wiosną tego roku. Afera korupcyjna, w którą zamieszany jest Kujawiak/Hydrobudowa, poprzednik Zawiszy SA, jest oficjalnym powodem wycofania wicelidera II ligi z rozgrywek. Zespół już się rozpadł. Piłkarze znaleźli inne kluby.

Futbolowy bilans otwarcia w Bydgoszczy jest więc następujący: SP Zawisza i Chemik są w środku tabeli IV ligi. Chemicy nie marzą o niczym innym, jak tylko utrzymaniu się. Ambitniejszy jest Zawisza. Chce się piąć w górę piłkarskiej hierarchii, ale nie ma za co. Do awansu potrzeba około 150 tys. zł - niby niewiele, lecz i tak za dużo jak na obecne możliwości Stowarzyszenia Piłkarskiego.

Czy tak ma pozostać? Czy w Bydgoszczy potrzebny jest futbol? To oczywiście pytania retoryczne. Jasne, że potrzebny, mimo kłopotów i korupcyjnej afery. - Zgadzam się, że piłka w Bydgoszczy powinna być. Przecież pod względem sportowej infrastruktury na stadionie Zawiszy jesteśmy znacznie wyżej niż w IV lidze. Poziom sportu powinien być adekwatny także do poziomu bydgoskich obiektów, a przecież Zawisza będzie jeszcze nowocześniejszy - mówi Adam Soroko, dyrektor wydziału sportu i turystyki Urzędu Miasta. Od dziś razem z fachowcami i sympatykami futbolu będziemy szukać na łamach "Gazety" dróg wyjścia z kryzysu. Jutro oddamy głos szefowi sportu w bydgoskim ratuszu, który odpowie m.in., czy miasto będzie współfinansować piłkarskie drużyny. Czekamy też na opinie kibiców (e-mail: sport@bydgoszcz.agora.pl i telefon: 052 525 70 53 i 052 525 70 74).



Siedem lat temu o piłkarskim krachu w Bydgoszczy mówili:

Franciszek Jarosz

były piłkarz Zawiszy

Całe zło w Zawiszy zaczęło się, kiedy na dyrektorskim stołku w klubie posadzono pułkownika Edwarda Potoka. To on był grabarzem futbolu w Bydgoszczy. Zaczął ściągać swoich zawodników, a z klubu pozbywać się wychowanków. Przecież z Jackiem Kotem, Straszewskim, Modrackim, Mirkiem Rzepą byliśmy przygotowani do gry na dobrym poziomie. Byliśmy stąd. Piłkarze ściągnięci z zewnątrz kosztowali więcej, a czy im zależało na dobrym wyniku Zawiszy jak nam? Ale to była polityka Potoka. Dawał kopa ludziom z Bydgoszczy i robił ruch w interesie.

Teraz liczę ciągle na Piotra Nowaka, ale on sam nie da rady stworzyć dobrej drużyny. Ciężko też będzie znaleźć sponsorów wśród zakładów pracy w Bydgoszczy, które nie chcą angażować się we wspieranie piłki.



Eugeniusz Nowak

wiceprezes PZPN

Mocno boli mnie upadek bazy szkoleniowej w naszych klubach. To obok braku pieniędzy, jest jeden z głównych powodów kryzysu, np. Chemik grający najwyżej, bo w III lidze, ma tylko jedno boisko trawiaste. Czy można wymagać od młodego chłopaka, który ma się nauczyć techniki np. wślizgu na żwirowej nawierzchni (...).

Do tej pory twierdzę, że kardynalnym błędem było wycofanie zespołu z rozgrywek II ligi przed ponad rokiem. Kierownictwo Zawiszy nie wykorzystało moim zdaniem wszystkich możliwości ratowania zespołu. Do krachu w tym klubie doprowadziła też zła polityka kadrowa. Wychowankowie, uzdolnieni juniorzy byli oddawani do innych klubów, a zamiast nich przychodzili wypożyczani na pół roku i to piłkarze wcale nie lepsi. Wychowankowie Zawiszy, zamiast występować u siebie, musieli grać w Elanie Toruń, Rypinie czy Mieni Lipno.



Dariusz Bednarek

działacz Zawiszy, obecnie wiceprezes CWZS Zawisza

Budżet Zawiszy np. w II lidze wynosił około miliona dwustu tysięcy. Cztery piąte z tej kwoty pochodziły z wojska. Reszta to pieniądze z transferów, biletów i działalności gospodarczej. Kiedy w 1994 r. MON zdecydował, że przerywa finansowanie dyscyplin niezwiązanych z obronnością kraju m.in. piłki nożnej, nastąpił krach. (...)

Ze względów ekonomicznych klub nie miał wyjścia i musiał w 1998 r. wycofać zespół z II ligi. Gdyby tak się nie stało, całemu klubowi groziłby finansowy krach (...)

W najbliższym czasie, być może już na początku nowego roku chcemy wyprowadzić piłkę nożną poza struktury klubu. Powstałaby w pełni autonomiczna struktura niezwiązana z WKS. Rozważamy dwie możliwości: autonomię całej sekcji lub przekazanie chętnemu tylko zespołu seniorów.

Źródło: Gazeta.pl