Michał Listkiewicz i Dariusz Pasieka mówią o przeprowadzce Hydrobudowy do Bydgoszczy - za gazeta.pl

09.01.2006
Dariusz Pasieka, były zawodnik Zawiszy, z którym grał w I lidze: Piłka nożna w Bydgoszczy bez tych dwustu kibiców też może żyć. Michał Listkiewicz, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej: Oni zabijają swój klub. Mówi Dariusz Pasieka

Wykorzystajmy szansę

Waldemar Wojtkowiak: Przez kilka lat był pan kapitanem drużyny Zawiszy, grającej wtedy w I lidze. Co pan czuł, kiedy dowiedział się o szansie odrodzenia piłki na II-ligowym poziomie?

Dariusz Pasieka: Gdy dowiedziałem się o możliwości przejęcia Zawiszy przez Hydrobudowę to bardzo się ucieszyłem. Bydgoszcz bez wątpienia zasługuje na profesjonalną piłkę. Nie wiem w tej chwili jak to się rozstrzygnie, ale ja uważam, że ten pomysł warto poprzeć.

Aktualnie rozmowy zostały zerwane przez grupę kibiców.

- Słyszałem coś o tym i jestem zaskoczony. Nie może być tak, że dwieście osób decyduje o przyszłości klubu. To nie oni wykładają pieniądze, to nie oni są sponsorami. Dlaczego więc chcą o wszystkim decydować?

Ale oni twierdzą "Zawisza to my" i nie dopuszczają myśli o oddaniu swej drużyny Hydrobudowie.

- Ja też mogę tak powiedzieć. Jedna sprawa to historia, a druga to realia. Wszyscy znamy przeszłość klubu i ją szanujemy. Ale teraz trzeba być zadowolonym z tego, że duża firma chce zainwestować niemałe pieniądze w klub, z którym jesteśmy związani. Nie wiem jak to się skończy. Myślę jednak, że nie może dwieście osób decydować za większość ponad trzystutysięcznego miasta.

Czyli miasto i władze klubu nie powinny oglądać się na tę grupę i dalej robić swoje?

- Ja w ogóle myślę, że bardzo cenną rzeczą jest to, że miasto stara się pomóc Zawiszy. To znak dla wszystkich, że można zrobić coś dobrego. Szanuje i zawsze szanowałem wszystkich kibiców, ale jeśli chodzi o decyzję to zostawmy je ludziom odpowiedzialnym. Skoro miasto chce pomóc, jeśli jest firma, która chce wyłożyć pieniądze, to dlaczego nie mamy z tego skorzystać. Przecieć mielibyśmy przeskoczyć o dwie klasy rozgrywkowe.

Ale jak wytłumaczyć to niektórym kibicom?

- Sami to zrozumieją, jak zaczną realnie na to wszystko patrzeć. Prawda jest taka, że Zawisza jest zaledwie w IV lidze. Myślę, że taki klub i takie miasto predysponowane są do tego, by grać przynajmniej w II lidze. Jeśli uda się to zrealizować, to na pewno nie zabraknie kibiców na stadionie. Wielu będzie dopingować ten nowy twór. Jeśli będą wyniki to także ci, którzy dzisiaj protestują zaczną pojawiać się na meczach. Nie ma w tej chwili lepszej i szybszej drogi do odbudowy wielkiej piłki, jak tylko przez pomysł obecnie realizowany. To co teraz powiem, może będzie źle widziane, ale piłka nożna w Bydgoszczy bez tych dwustu kibiców też może żyć. Wykorzystajmy szansę i zbudujmy futbol na wysokim poziomie.

Rozmawiał Waldemar Wojtkowiak



Mówi Michał Listkiewicz



Kibice zabijają klub


Waldemar Wojtkowiak: W ostatnich dnia głównym tematem dotyczącym piłki w naszym mieście są problemy związane z przenosinami Hydrobudowy z Włocławka do Bydgoszczy. Jakie jest pana zdanie na ten temat?

Michał Listkiewicz: Myślę, że dobrze by się stało, gdyby duża piłka ponownie zawitała nad Brdę. W waszym regionie jest miejsce dla jednej mocnej drużyny. Bydgoszcz jest największym miastem, ze sporymi tradycjami piłkarskimi. Dlatego pomysł jest bardzo dobry. Podobnie jak ten z przenosinami Amiki do Poznania. Oczywiście nie można też pozwolić upaść futbolowi we Włocławku.

Tymczasem planom władz klubu i miasta sprzeciwia się grupa kibiców Zawiszy.

- I to dla mnie jest chore. Jeśli kibice zaczną rządzić klubami i zajmować sprawami na których się nie znają to nie wyjdzie z tego nic dobrego.

Czy zgadza się pan z opinią, że wielka piłka może funkcjonować w wielkich miastach?

- Tak jest na całym świecie. Futbol rozwija się tam, gdzie najwięcej ludzi przychodzi na mecze, gdzie są największe firmy. Oczywiście są też takie dość miłe wyjątki, takie jak np. francuskie Auxerre, czy też polski Grodzisk Wielkopolski. Ale nie zmienia to faktu, że liga profesjonalna musi funkcjonować w dużych miastach. Polski sport za biedny, by trwonić środki. Jeśli jest duża poważna firma, która chce coś zbudować, to trzeba z takiej szansy korzystać.

Czyli nie popiera pan działań podejmowanych przez grupę kibiców Zawiszy?

- Oczywiście że nie. Oni przecież zabijają swój własny klub. Jeśli wolą mieć IV ligę, niż walczyć o awans do ekstraklasy to chyba trudno zrozumieć ich działania. Nie można się poddać ich terrorowi. W pełni popieram działania władz Legii Warszawa, która konsekwentnie od dwóch lat walczyć z bardzo małą grupką kibiców i odnoszą sukcesy. Działacze Zawiszy powinni pomyśleć o 98 procentach normalnych fanów, a nie przejmować się kilkunastoma ludźmi, którym nie zależy na klubie.

A czy normalną rzeczą jest, że kibice zasiadają we władzach klubów?

- Taka sytuacja nie jest normalna. W paru polskich klubach tak było. Na szczęście te czasy tam się już skończyły. Mam nadzieję, że wkrótce podobnie stanie się też w Zawiszy. W władzach powinni zasiadać ludzie, którzy chcą zrobić coś dobrego, a nie tylko krzyczeć.


Rozmawiał Waldemar Wojtkowiak