ZAWISZA - LECH RYPIN 7:0 (5:0)

08.10.2005
Prawdziwy festiwal strzelecki urządzili wczoraj bydgoscy piłkarze gromiąc Lecha Rypin aż 7:0. Zrewanżowali się tym samym rywalom za porażkę w poprzednim sezonie poniesioną w identycznych rozmiarach. Ponad 500 bydgoskich kibiców przyszło na to spotkanie pełnych obaw. Klub w ostatnim tygodniu przeżywał ciężkie chwile związane z ujawnieniem afery korupcyjnej. Na szczęście piłkarze wyszli na boisko bardzo zmotywowani i pełni sportowej złości.
Ruszyli zdecydowanie od początku spotkania, jakby chcieli je rozstrzygnąć w kilka minut. Już pierwsza akcja po wznowieniu mogła przynieść im prowadzenie. Arkadiusz Nowicki celnie podał do Rafała Jankowskiego, który znajdował się w polu bramkowym, lecz zamiast uderzyć z pierwszej piłki próbował chytrze odegrać piętką na pamięć do kolegi. Niestety nikogo tam nie było. Podobnie jak w meczu z Goplanią świetnie dysponowany był Arkadiusz Woźniak. Ten wieczór należał do niego. Jego przepiękne uderzenie z ponad 20 metrów z rzutu wolnego w 6 minucie dało prowadzenie Zawiszy. Bramkarz Lecha Waldemar Woźniak nie miał przy tym strzale nic do powiedzenia. Nawet nie drgnął, mógł jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem. Dwie minuty później po rzucie wolnym bitym ponownie przez Woźniaka piłkę otrzymuje Jankowski i w dogodnej sytuacji przenosi futbolówkę nad bramką. Napór gospodarzy nie ustępował. W 14 minucie w kolejnej akcji bydgoszczan w polu karnym gości doszło do zagrania ręką i sędzia Piotr Chuchra wskazał bez wahania na wapno. Karnego na drugą bramkę zamienił Woźniak. Lech w tym czasie nie istniał. Dopiero w 30 minucie oddał pierwszy strzał na bramkę strzeżoną przez Roberta Tomaszewskiego, który pewnie interweniował. Minęło 120 sekund i najlepszy na boisku Woźniak mógł cieszyć się ze zdobycia klasycznego hat-tricka w jednej połowie. Trzecią bramkę zdobył po najładniejszej akcji meczu. Krzysztof Krawczyk ze środka boiska idealnie wypuścił piłkę wybiegającemu Tomaszowi Rogóżowi, który uniknął pozycji spalonej i popędził prawym skrzydłem. Będąc przed polem karnym obsłużył idealnym podaniem Woźniaka, który nie miał problemów z pokonaniem golkipera gości. Od wyniku 3:0 Zawiszanie lekko spuścili z tonu. Gra toczyła się w środku pola. Jednak w końcówce pierwszej połowy gospodarze podkręcili tempo i zdobyli jeszcze dwa gole. Ich autorem był coraz skuteczniejszy Jankowski. W przeciągu 2 minut wykorzystał podania Woźniaka i Łukomskiego i ustalił rezultat na 5:0 do przerwy.
Druga połowa była znacznie spokojniejsza w wykonaniu graczy z Bydgoszczy. Przez pierwsze minuty nie było nic godnego odnotowania. Doping fanatyków Zawiszy spowodował ożywienie w poczynaniach ich ulubieńców. W 56 minucie bramkarz Lecha wypluł piłkę przed siebie po atomowym uderzeniu Rogóża. Na jego szczęście nie znalazł się tam żaden z zawodników Zawiszy. W 67 minucie było już 6:0. Na rajd lewą stroną zdecydował się kapitan niebiesko-czarnych, Maciej Śmiglewski i gdy był już w polu karnym zagrał wysoką piłkę do wbiegającego w szestnastkę Jacka Łukomskiego, który uprzedził kryjącego go obrońcę i strzałem głową pokonał Woźniaka. Łukomski najpierw strzelił bramkę a przy następnej asystował. Po jego szarży i dokładnym zagraniu w 70 minucie Michał Burchacki pewnym strzałem ustalił wynik meczu na 7:0. W ostatnich minutach spotkania szanse na podwyższenie miał Adam Wiśniewski, lecz piłka po jego mocnym strzale poszybowała nad bramką.
Zespół Zawiszy wprost zdeklasował rywala. Mimo, że Lech Rypin zajmuje wysoka pozycję w tabeli w Bydgoszczy po prostu nie istniał. To zasługa znakomitej gry bydgoszczan szczególnie w pomocy. Środek pola był zdominowany przez podopiecznych Mariusza Modrackiego i gracze Lecha mieli problemy by przejść na połowę gospodarzy. Cała afera korupcyjna podziała bardzo mobilizująco na bydgoskich graczy. Udowodnili, że nie potrzebują żadnej nieuczciwej pomocy by wygrywać mecze. Wiadomo, że maja spore umiejętności, ale w sobotę pokazali, że są również bardzo silni psychicznie. Po zakończeniu spotkania piłkarze Zawiszy wraz z działaczami na środku boiska cieszyli się ze zwycięstwa tańcząc w kółko i śpiewając z kibicami: NIGDY NIE ZGINIE! ZAWISZA NIGDY NIE ZGINIE!

Zbigniew Sieradzki: Mieliśmy trochę zwariowany tydzień. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu by trenować. Stale myśleliśmy o naszych kolegach – Grzegorzu i Szymonie. Ale jakoś to znieśliśmy. Pokazaliśmy dzisiaj, że możemy awansować bez żadnej pomocy z zewnątrz. Już w piątek się mobilizowaliśmy sami. Zostaliśmy po treningu i rozmawialiśmy. Dziś też byliśmy wcześniej w klubie niż zazwyczaj i wyszliśmy na mecz bardzo zmotywowani. Było to widać, że chcieliśmy bardzo wygrać, nie chodzi o same rozmiary, ale żeby udowodnić, że jesteśmy lepsi na boisku. Zagraliśmy bardzo dobry mecz. Spodziewałem się po Lechu czegoś lepszego. Wyglądali bardzo blado przy nas.

Paweł Wrona - informacjekujawskie.pl

GŁOSOWANIE NA NAJLEPSZEGO ZAWODNIKA ZAWISZY W TYM MECZU.

W poniedziałek powraca czat! Spotykamy się na nim o godzinie 22.