Miała być Europa, jest pustka i bałagan. Dwa lata konfliktu wokół Zawiszy

09.12.2015
23 listopada minęły dwa lata od początku konfliktu kibiców Zawiszy Bydgoszcz z Radosławem Osuchem. Interwencja policji na stadionie podczas meczu z Widzewem Łódź rozpoczęła serię zdarzeń, które doprowadziły do bojkotu meczów niebiesko-czarnych. Wraz z frekwencją malała też siła sportowa klubu, który dziś jest jednym z kilku kandydatów do awansu z I ligi. Kandydatem, a nie zdecydowanym faworytem.

Dziś można sobie zadać pytanie – kogo tak naprawdę interesuje Zawisza? Pierwszoligowe realia zmusiły sztab szkoleniowy do skorzystania z kilku młodzieżowców, ale przeciętny bydgoszczanin nie jest zbyt świadomy tego, że są to klubowi wychowankowie. W obecnej drużynie nie ma kogoś, z kim mógłby się utożsamiać.

Witan – Warczachowski, Dąbrowski, Łukaszewski, Stefańczyk – Piętka, Maziarz, Klofik – Okińczyc, Imeh, Ślifirczyk – taki skład “Zetki” z czasów Adama Topolskiego wymieni z pamięci każdy kibic, który interesował się klubem nieco dłużej niż od 2013 roku. A dziś? Jeszcze za czasów ekstraklasowych takie postacie jak Luis Carlos, Goulon czy Vasconselos przyciągały uwagę kibiców, zwłaszcza tych najmłodszych. Dziś nie widać w tym zespole osobistości, lidera z krwi i kości. Na boisku i poza nim. Kogo postawić dziecku za wzór? Krzysztofa Nykiela, który w meczu z Arką pokazał, jak bardzo nie chce mu się zastosować pressingu wobec rywala?

Smutno patrzy się na klub, który nie potrafi zapełnić nawet jednej trybuny. Pamiętacie te czasy, jak na hitowych spotkaniach trybuna „B” pękała w szwach, a i na meczach mniejszego kalibru ciężko było znaleźć tam wolne miejsca? Wszyscy wierzyli w powrót do ekstraklasy, na spełnienie długo oczekiwanego marzenia. Radość z awansu skończyła się bardzo szybko.

W czerwcu, zaraz po spadku, Radosław Osuch deklarował, że celem drużyny będzie natychmiastowy powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Tak jak zimą, kiedy przeprowadzono kompleksową wymianę niemal całego składu, na Gdańską zjechał tabun różnorakich piłkarzy. Ktoś wymyślił, że warto sprowadzić dwóch Czarnogórców, nie dostrzegając przy tym, że na boisku może przebywać tylko jeden. Mariusz Rumak szybko uznał, że w takich realiach ciężko o własne zdanie i opuścił Bydgoszcz, oczekując na nowe wyzwanie.

Stan obecnego Zawiszy doskonale odzwierciedla jego strona internetowa. Amatorski układ, błędy w artykułach, brak ciekawych treści. Działania w social media – wstawienie „osiemnastki” meczowej i pisanie o “kick-offie”. Twitter, Instagram, kanał na YouTube – o tym w klubie też nie słyszeli. Gdzie to budowanie silnej i potężnej marki, klubu na poziomie europejskim?

Po dwóch latach konfliktu Zawisza nie ma sponsora strategicznego na koszulkach, szuka na Facebooku reklamodawców na bandy (bo pokażą je w Polsacie Sport), a zamiast zimować na pozycji lidera, zajmuje niepewne czwarte miejsce. Ostatnia wysoka wygrana z Zagłębiem Sosnowiec może wlać nieco nadziei w sympatyków bydgoskiego klubu, ale nie oszukujmy się – to jest I liga, tu wszystko jest możliwe.

Dziś informacje z klubu nie wzbudzają już wielkiej ekscytacji. Mecz – po prostu się odbywa. Coś tam się dzieje na Gdańskiej, ale to nawet nie jest impreza masowa. Przynajmniej liczba widzów nie spełnia przesłanek do zakwalifikowania jej jako takową. Gdzie są te tłumy fanów i rodzin, które miały przychodzić na stadion po zniknięciu kiboli? Niektórzy wciąż sądzą, że konflikt dotyczy tego, kto ma sprzedawać kiełbaski i gadżety.

Pozostaje tylko wierzyć, że nie dojdzie do scenariusza z 1998 roku. Przeczucie podpowiada jednak, że „Rycerz Pomorza” będzie znów musiał powstać ze zgliszczy i walczyć z maluczkimi, by po latach powrócić do elitarnych pojedynków…

Magazyn Piłkarz